W ryja kopa go i nożem!
Lepiej!
O ile sobie przypominam czytaną we wczesnej młodości książkę [format prawie A3, ilustracje Bohdan Butenko] Joanny Chmielewskiej pt. „Duch”, wiązankę można skomponować w bardziej wysublimowany sposób. Coś na modłę „kurna jego mać z półobrotu kopana żyć w te i nazad z wiaderkiem węgla i drutem kolczastym przez most poniatowskiego ganiana morda!”. Parafraza może nieudolna, ale oryginał woluminu jest w mym domu na chwilę obecną nieosiągalny, gugle nie mówią po takiemu, więc z pamięci pojechałem.
Ale- tak; to w pewien sposób oddaje mój Stan Ducha. Odnośnie nagromadzenia netaudio na komputerze również, choć generalnie odnośnie nagromadzenia ogółem, rzadko [na szczęście!], acz ostatnio nagminnie spotykanych splotów nieprzyjemnych okoliczności materialnych, zawzięcia się na mnie przedmiotów codziennego użytku oraz tego, że właśnie do botwinki wrzuciłem kawałki zjełczałego salami.
Albo zjełczałej salami- niezależnie od płci salami botwinka stała się niejadalna. Niezjadliwa w sensie, suka.
Dobra, żółcią polane, teraz do rzeczy.
Czyszczę katalog „publikqj”. Czyszczę ogólnie netaudio z twardego [czy twardego z netaudio?], bo do wspomnianych 600 pozycji doszło od tamtej pory kolejnych 50 a jeszcze mam w zanadrzu jakieś 200, w katalogach „nieznasz”, „zasys” oraz „+/-” i „-/+”. No i nie nadanżam qrwa, krótko mówiąc.
Toteż tą razą jedynie tytułem wstępu: Mou, proszę Ciebie. Żeby nie było, że tylko miękko ostatnio i bez czochrania- jest tutaj sporo fajnego dryblingu beatem, obcojęzyczą rap-mową i oparami ziołopochodnymi.
A Quiet Bump nazywa się netlabel. Wybitnych parę numerów można znaleźć na pierwszym ich wydawnictwie, czyli
Mou – ###ntain Vibes
oraz siódmym z kolei, tj.
Mou – Memory Recall
I o ile z pierwszej płytki jeden numer znalazł się już na pewnej składance [dobra- na tej, niech Ci będzie], o tyle inny wałek z drugiej płyty wejdzie na niesencję. To znaczy- już wszedł, ale czeka na swoją kolej.
Ech… Za dużo słów, znowu zapodałem ledwie jedną setną ze zbiorów… To już chyba taka choroba, co ja mogę? Lekarza!
z aquietbump ściągnąłem to, co akurat na początku – SARDINIA BASS LEGALIZE – i jak dla mnie bombowo :-)
tak tak, czeka i to na swoją kolej…
ale na razie sprzątam glitch/ idm/ ambient
i ugrzązłem w jednym ciekawym dość
i eksperymentalnym nielicho
katalogu pewnego netaudioartysty…
o czym niebawem!
A ja z tejże strony na zawsze wierny pozostanę dźwiękom BLACK ERA i obowiązkowo MORPHO. A i MOU na słuchawy też wrzucę, nie powiem. Pozdro.
Morpho czeka. Black Era od Ciebie chyba złapałem, ale nie załapałem. Może w złym momencie chwyciłem- z tego, co pamiętam to jakieś mocno przymroczone jazdy trip-hopowe, nie mam racji?
A Mou zgrabnie siecze, radośniej!
Raz jeszcze zachęcam!
Fakt. Troszkę jest tam duszno i ciemno :) Ale fajnie. MOU oki. Szkoda tylko że pan flow po włosku uskutecznia :/
szkoda? dla mnie to cały urok tego Mou!
a Jambassa? mi idealnie :-)
Ja jakoś nie mogę się przyzwyczaić :/ a Jambassa czeka. Tak wszystko razem wziąwszy, to cały netlabel jest warty odsłuchu. Ja ostatnio koncentruję się na QED Records i naprawdę niezłym składzie – Clone. Zarówno studyjnie jak i live dobrze wymiatają. Polecam spróbować.
clone! właśnie!
no tak…
zanim jednak, rozliczę się z pewnym artystą eksperymetalnym…
niebawem!
o tak, Clone! ściągnąłem live i odjeżdżam od rana, dzięki!
ja-jambassę dziś sieknąłem i za jednym zamachem też morpho i sardynki.
efekt: z każdej płyty pierwsze numery ZAJEBISTE, z jambassy ten z samplami od kinga tubby’ego- niesencja, z morpho pierwszy gadany namber- pierwszy na niesencji jakiejś, bo faktycznie- pod taki hit robi się całą selekcję!
dzięki Panowie!
do usłyszenia :)
mlx